Leszczyna: Dlaczego przez osiem lat "seks" był u was wyrazem zakazanym?
Trwa piąte posiedzenie Sejmu. Posłowie zajmują się sprawozdaniem komisji o rządowym projekcie ustawy dot. wprowadzenia tabletki "dzień po" bez recepty od 15. roku życia.
– Sprzeciwiamy się temu, by dzieci bez konsultacji z lekarzem, bez opieki osoby dorosłej podejmowały decyzję o przyjęciu tego leku, który ma w sobie różne powikłania – stwierdziła była minister zdrowia w rządzie PiS Katarzyna Sójka.
– Substancja czynna, o której mówimy, nie ma nic wspólnego z wczesną aborcją czy z poronieniem. Substancja ta nie dopuszcza do zapłodnienia. Jak nie łączy się komórka męska z żeńską, czyli nie powstaje zarodek, to nie ma życia. Jak nie ma życia, to nie ma aborcji i takie jest działanie tej tabletki – przekonywała minister zdrowia Izabela Leszczyna.
Leszczyna: "Seks" był wyrazem zakazanym
Po pytaniach od posłów, szefowa resortu zdrowia ponownie zabrała głos z mównicy sejmowej. Jak stwierdziła, "edukacja zdrowotna i edukacja seksualna w szkole jest konieczna". – Wydaje się, że większość osób wypowiadających się w debacie tej edukacji w szkole nie otrzymała – powiedziała polityk Koalicji Obywatelskiej.
– Odpowiedzcie mi na pytanie. Dlaczego przez osiem lat wyraz "seks" był właściwie u was wyrazem zakazanym? Ja w Ministerstwie Zdrowia zaczęłam pytać, dlaczego nie było normalnej promocji informacyjnej, wielkiej kampanii, (...) dlaczego mamy taki problem z HPV? Dlaczego tak niewielki odsetek dzieciaków jest zaszczepionych? Wiecie, co usłyszałam? Bo tak naprawdę ta choroba jest przenoszona drogą płciową, trzeba by mówić o tym, że ludzie ze sobą współżyją, a tutaj właściwie nie bardzo było przyzwolenie – mówiła Izabela Leszczyna w Sejmie.
– Jak chcecie uchronić 15-latki przed niechcianą ciążą, jeśli ich nie edukujecie i jednocześnie zabraniacie im dostępu do tabletki "dzień po"? – pytała minister zdrowia.
Czym jest tabletka "dzień po"?
Premier Donald Tusk zapewniał, że tabletka "dzień po" ellaOne nie jest preparatem wczesnoporonnym. Okazuje się jednak, że jest wprost odwrotnie. Naukowcy dowiedli, że preparat jest w rzeczywistości pigułką aborcyjną.
Europejska Agencja Leków (EMA) podkreśla, że tabletka "działa przez zapobieganie lub opóźnianie owulacji". Wykładowca UKSW ks. prof. Andrzej Kobyliński w 2015 r. na łamach czasopisma naukowego "Studia Ecologiae et Bioethicae" wskazał, że w ulotce przygotowanej dla osób stosujących preparat ellaOne w punkcie "działanie" jest podane, że środek "zapobiega owulacji i zapłodnieniu". "Nie ma ani słowa o tym, że uniemożliwia także zagnieżdżenie zarodka, które następuje już po zapłodnieniu i ma decydujące znaczenie dla ewentualnej oceny moralnej stosowania preparatu ellaOne" – zaznaczył.